Edukacja domowa (homeschooling) - krótki przewodnik

Wobec zainteresowania informacją o domowym nauczaniu moich dzieci, postanowiłem odejść na chwilę od tematów ściśle związanych z dobrowolną prostotą i przytoczyć fragmenty przygotowanego wcześniej artykułu podsumowującego nasze roczne doświadczenia z ED (edukacją domową). Mogę dodać, że uczenie swoich dzieci poza instytucją szkoły jest dla mnie świadomym wyborem życia prostego, skoncentrowanego na rodzinie. A więc od tematyki tego bloga tak bardzo nie odbiegam...

Wychowanie i edukacja czwórki naszych dzieci stały się bardzo szybko jednym z naszych najważniejszych życiowych priorytetów. Dość szybko zdaliśmy sobie sprawę, że rzeczy, które są wyjątkowo ważne dla naszej rodziny, nie są i ze zrozumiałych względów nie mogą być tak samo traktowane w publicznej placówce wychowawczej. W dużej mierze zależy to od wartości wyznawanych przez aktualnego wychowawcę, czyli można mieć szczęście i dziecko znajdzie się pod opieką osoby godnej naszego zaufania, ale można mieć też pecha i trafić na taką, której metody nie będą wpisywać się w nasze cele wychowawcze. Dzięki doświadczeniom znajomych i przyjaciół, którzy mając starsze dzieci, posiadali już wiedzę na temat tego, z czym przyjdzie nam się zmierzyć w kolejnych etapach edukacji szkolnej, zrozumieliśmy, że nie odnajdziemy się łatwo w systemie, w którym musielibyśmy codziennie staczać walkę z przynoszonymi do domu szkolnymi patologiami. Dzisiejsza szkoła to niestety często poligon najtrudniejszych doświadczeń, na który wysyłane są już kilkuletnie dzieci.

W konsekwencji przeprowadziliśmy się do podwarszawskiej miejscowości, gdzie od roku działało interesujące nas niepubliczne przedszkole i szkoła. Niepubliczne, a co się z tym wiąże – płatne. Zacisnęliśmy pasa, przekonani, że nie ma innej alternatywy i że „inwestycja” w wychowanie i edukację na wysokim poziomie się „opłaci”. W miarę upływu czasu zaczęliśmy dostrzegać, że problem z nauczaniem leży głębiej i dotyczy zinstytucjonalizowanej, zorganizowanej na zewnątrz rodziny, edukacji jako takiej.

Na przestrzeni lat dostrzegliśmy, że posyłanie dzieci do tej niepublicznej placówki, w bezpieczniejsze środowisko, niesie za sobą jednak określone konsekwencje, m.in. zachwianie proporcji między czasem spędzanym przez dzieci poza domem, w dużym gronie rówieśników, a czasem spędzanym z rodzicami i własnym rodzeństwem, na rozwijaniu swoich pozaszkolnych zainteresowań, na swobodnej zabawie. Z jednej strony jest to wygodne dla rodziców pracujących zawodowo poza domem, ale my mieliśmy przekonanie, że dzieci zbyt dużo czasu, na tym etapie rozwoju, spędzają w szkole, przymusowo poddawane procesowi, który służy im tylko częściowo, a częściowo im szkodzi, nie stwarzając przyjaznych warunków dla naturalnego rozwoju. Wtedy właśnie zetknęliśmy się z edukacją domową, najpierw w wydaniu amerykańskim. Przykład edukującej domowo rodziny witarian z Kalifornii (film Breakthrough) sprawił, że i w nas zaczęło rodzić się takie pragnienie. Wiosną 2011 r. poznaliśmy bliżej środowisko rodzin homeschoolersów, zarówno z Warszawy i okolic, jak i całej Polski, m.in. podczas zjazdu zorganizowanego przez Olę i Marcina Sawickich, prowadzących szkołę i przedszkole w Koszarawie Bystrej. Własną przygodę z edukacją domową rozpoczęliśmy od września 2011 r. Ponieważ rozpoczęliśmy od razu na kilku frontach (klasa IV i II oraz zerówka), doświadczenia zbieramy szybko i intensywnie.

Ile rodzin uczących w domu, tyle różnych stylów homeschoolingu, prędzej czy później każda rodzina wypracowuje swój własny system pracy, odpowiadający jej stylowi życia. Zamiast porannego pośpiechu i zdenerwowania, gorączkowych ustaleń, gdzie, kiedy, kogo zawieźć, dzień rozpoczynamy wspólnym śniadaniem. Stopniowo z dość precyzyjnie określonego planu „lekcji” (ciągle te szkolne nawyki…), przeszliśmy do ogólnego zarysu rozkładu zajęć. Często dzieci same decydują, jakim przedmiotem i jaką partią materiału chcą się akurat zajmować. Innym razem to my przygotowujemy temat. Jeśli chodzi o podręczniki – najpierw korzystaliśmy z wybranych przez szkołę, w kilku przypadkach wybraliśmy jednak inne: ciekawsze, bardziej odpowiadające naszym oczekiwaniom. Podręczniki stanowią tylko punkt wyjścia do dalszych poszukiwań w innych źródłach: książkach, atlasach, albumach, zasobach internetowych. Omijamy to, co wydaje się nam nudne lub jest w danym momencie nieciekawe dla dzieci, wykreowane wyłącznie na specyficzne szkolne potrzeby. Włączamy innych dorosłych, którzy są pasjonatami w określonej dziedzinie, i prosimy, by dzielili się z dziećmi swoją wiedzą i umiejętnościami.

Staramy się być raczej animatorami i koordynatorami działań dzieci, wykorzystującymi ich naturalne pragnienie poznawania świata. Dzieci często samodzielnie pracują z partią materiału, my zaś czuwamy, gotowi pomóc i utrzymujemy cały proces poznawania w jako takim porządku. Oczywiście nie stawiamy ocen, nie robimy sprawdzianów, gdyż doskonale orientujemy się, co dzieci umieją i jakie są ich słabsze strony. Zwykle raz w tygodniu spotykamy się po sąsiedzku z inną rodziną edukującą w domu. Jest to czas wspólnych projektów, doświadczeń, prezentacji, wspólnych wypadów na basen. Trzeba przyznać, że kontakt z innymi dziećmi uczącymi się poza murami szkoły, to ważny element naszej domowej edukacji. Większość znajomych dzieci spędza dużą część dnia w szkole, potem często odrabiają lekcje i nie mają czasu na spotkania.

Wcześniej po powrocie ze szkoły dzieci były zmęczone, zatomizowane i dzikie, teraz mają więcej wspólnych spraw, zabaw, lepiej się do siebie i do nas odnoszą. Pomimo opuszczenia szkoły, wartościowe przyjaźnie przetrwały. Dzieci mają teraz więcej kontaktu z rówieśnikami w innym, pozaszkolnym kontekście. Po godzinie 14.00 kończymy „czas naukowy”, zaś popołudnia dzieci spędzają na rozmaitych zajęciach w miejskim domu kultury, nauce gry na instrumentach, rozwijają swoje zainteresowania, bawią się z dziećmi z podwórka, umawiają na spotkania. Wcześniej nie miały na to czasu – trzeba było odrobić lekcje.

Im więcej czytam o polskiej szkole i planowanych reformach (mniej przedmiotów, mniej wychowania, mniej myślenia, a więcej rozwiązywania testów), tym mniejszą widzę możliwość powrotu dzieci do rzeczywistości edukacji instytucjonalnej. Samodzielne nauczanie skłania do zadawania podstawowych pytań: po co poznajemy?, dlaczego uczymy? Co warto przekazywać, ukazywać, nazywać po imieniu. Jaki cel nam przyświeca? Dawać wolność, otwierać dzieci na świat i jego możliwości. Być twórczym. Raczej twórczym niż pracowitym. Rozważać, smakować, wyrażać, nazywać. Być. Wychować dzieci wolne, zrównoważone emocjonalnie, świadome swojej wartości, samodzielne, szczęśliwe i spełnione, radosne i mądre, dla których gdy dorosną, kryterium sukcesu nie będzie wysokość miesięcznych dochodów czy zdobywanie kolejnych stopni naukowych, ale zdolność do tego, by w swej pracy odnajdywać radość i by żyć z pozytywnym nastawieniem do świata. 

32 komentarze:

  1. A jak to wygląda od strony prawnej?
    O ile kojarzę w Polsce istnieje obowiązek szkolny i każde niepełnoletnie dziecko musi chodzić do szkoły.

    Zgodzę się, że ze szkołą w Polsce coraz gorzej. Wprowadzono ujednolicone testy, które niby są bardziej sprawiedliwe, ale jedynie zmuszają do nauki pod klucz rozwiązań. Każda nieszablonowa odpowiedź choćby była jak najbardziej poprawna musi zostać oceniona na 0.

    Przypomina mi się wtedy anegdota o Nielsie Bohrze -- http://www.joemonster.org/art/12952/Jak_zmierzyc_barometrem_wysokosc_budynku_

    Obecnie dzieci w klasie I dopiero uczą się czytać, bo w przedszkolach nie wolno tego uczyć.
    Wszelkie reformy szkolnictwa chyba mają prowadzić do odmóżdżenia społeczeństwa.

    Nie wiem np. po co sześciolatki chcą wysyłać do szkół, skoro kiedyś wystarczyła zerówka i dzieci po niej prezentowały poziom obecnego pierwszo- lub drugoklasisty.

    Ech, obecnie w szkołach jest tyle do naprawienia, że można w książce to opisać. I choć stary system wcale nie był idealny, to udało się to jeszcze bardziej spaprać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od strony prawnej wygląda to tak, że na wniosek rodziców dyrektor wybranej szkoły (nie ma rejonizacji)wyraża zgodę na spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą. Dyrektor w zasadzie nie ma prawa odmówić, jedynym warunkiem jest przedstawienie opinii psychologicznej i oświadczenie rodziców, że przygotują dziecko do egzaminu klasyfikacyjnego. No właśnie - dzieci w ED pod koniec roku szkolnego zdają egazamin z podstawy programowej. Dlatego warto wybrać szkołę przyjazną dla edukujących domowo. Na szczęście są takie szkoły (:.
      Anegdota o barometrze rewelacyjna.Dziękuję za link.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Witam ,właśnie interesuje mnie to od strony prawno-praktycznej.W jakim wymiarze czasu pracujecie z żoną? Rozumiem ,ze chodząc do pracy na 8 godzin nauczanie w domu nie wchodzi w grę? I jak to wygląda formalnie , czy dziecko zdaje co jakiś czas egzaminy państwowe? Osobiście bardzo interesuje mnie ten temat, widziałam kiedyś film o takich rodzinnych szkołach w Norwegii , ale tam to było inaczej rozwiązane, kilka par( rodziców ) zakładało taką szkołę i organizowali zajęcia , wszyscy rodzice nauczali tych przedmiotów i zajęć w których byli dobrzy, dzieląc się obowiązkami, zresztą tam nie było jakoś to podzielone na przedmioty...Bardzo ciekawe były te zajęcia. Ale dzieci zdawały co jakiś czas egzamin z minimum programowego. Jak to wygląda w Polsce? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to wygląda od strony prawnej - zgody dyrektora i egzaminie na koniec roku napisałeł wyżej. Od strony praktycznej dodam, że moja żona nie pracuję i większa część pracy z dziećmi przypada na nią. W przypadku starszej córki i większej liczby przedmiotów, podzieliliśmy się nimi: ja uczę historii i matematyki, żona reszty. W przyszłości nie wykluczamy skorzystania z korepetytorów lub z doświadczeń innych rodziców, znajomych. Osobie pracującej 8 godzin raczej trudno byłoby uczyć w tym systemie, znam pracujących rodziców, ale to wolne zawody, pracują głównie w domu. Znam rodzinę, która zatrudnia nauczyciela na pełen etat. Sposobów homeschoolingu jest bardzo dużo. Jest to metoda bardzo elestyczna. Ważne, żeby nie robić szkoły z domu. Środowisko ED bardzo się rozwija, polecam stronę "edukacja domowa" na Facebooku.

      Usuń
  3. Witaj! Dziękuję za komentarz na moim blogu. Oczywiście, że chętnie wymienię się linkami! Twój już dodałam. Pozdrawiam serdecznie i Tobie również gratuluję bloga! :) http://minimalencjum.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję,Twój link już na stronie. Pozdrawiam

      Usuń
  4. hej świetny blog :) mam pytanie co do edukacji dzieci: chciałabym spróbować uczyć moje bliźniaki w domu, ale nie wiem od czego zacząć. dzieci mają 3,5 roku więc chyba już czas zacząć powoli edukację. skąd bierzecie wiadomości co dzieci powinny umieć, czego w jakim wieku trzeba nauczyć? czy są na ten temat jakieś książki? może strony? gubię się w metodach nauczania nie wiem czy wybrać tradycyjny system czy np. Montessori. może małe podpowiedzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy mozna rowniez korzystac z pomocy szkoły? Przymierzam się do ed, ale na lekcje jednego nauczyciela do szkoły dziecko chetnie by chodziło. Czy to sie wyklucza?

      Usuń
    2. Edukując dzieci w domu możemy korzystać z pomocy szkoły - wymaga to ustalenia z jej dyrektorem, w jakich zajęciach/lekcjach dziecko będzie brało udział. W praktyce zależy to od dobrej woli dyrektora, warto więc wybierać szkoły przyjazne dla ED. Jakie, to odsyłam na stronę ED na FB. Z tego co pamiętam, to ustawowo dzieci z ED mają zagwarantowany udział w zajęciach pozalekcyjnych. Przypominam, że wnioski na następny rok szkolny 2013/2014 składamy do końca maja!

      Usuń
  5. witam,
    nie wiem czy to reklama. jednak zachęcam do zapozniania z ofertą szkoły montessori z gdańska. Wspierają tam ED ( na stronie www jest zakładka ED). Szkoła powstała na podbudowie rodziców, którzy chcieli uczyć w domu, ale zebrało ich si więcej i tak założono placówkę.

    pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  6. To nie reklama, osobom z Gdańska taka informacja może być przydatna, więc nie widzę problemu. Pozdrawiam (:

    OdpowiedzUsuń
  7. Wertuję w miarę możliwości czasowych Wasz blog, aby zrozumieć stosowane przez Was zasady prostoty. Pojedyncze "porady" nie były dla mnie przekonujące, jednak gdy zarysował się pewien system, zaczęłam widzieć w tym wszystkim sens. To co bardzo w życiu cenię, to elastyczne i rozsądne dostosowywanie się do aktualnych potrzeb i warunków, a przede wszystkim własnego systemu wartości. Więc nie wykluczam, że wraz ze zmianami w życiu, część rozwiązań, które teraz wydają mi się niekorzystne zastosuję kiedyś sama :-)

    Ale tak najbardziej zainteresowała mnie tematyka ED. Skończyłam pedagogikę w szkole "postępowej" i albo nie uważałam na zajęciach (to wprost niemożliwe :-), albo to zagadnienie zostało pominięte (!). Do obecnego systemu oświaty mam stosunek baaardzo krytyczny, jednak formy alternatywne kojarzyły mi się głównie z antypedagogiką, systemem Gestalt itp., którym jestem przeciwna. Pociągająca się wydawała pedagogika Montessori, ale to kosztowane przedsięwzięcie, a mnie interesują rozwiązania, które można nazwać "powszechnie dostępnymi". I całkiem możliwe, że ED zbliża się do tego ideału.

    Mam w związku z tym kilka pytań dot. tego wpisu.
    1. Jakie patologie szkolne miałeś tutaj na myśli?
    2. Co masz na myśli pisząc o treściach "wykreowanych wyłącznie na specyficzne szkolne potrzeby"?
    3. Czy wdrożenie dzieci do pewnej samodzielności i odpowiedzialności za swoją naukę było trudne? Na czym ewentualne trudności polegały i jak zostały pokonane?
    4. Po przeanalizowaniu mojej wiedzy na temat dysleksji (wrzucimy do jednego wora różne trudności w uczeniu się) wynika, że ED byłaby dla dzieci "z problemami" idealną formą edukacji. Czy masz opinię lub nawet pobieżne przemyślenia na ten temat?
    5. Czy znane Ci są jeszcze inne (niż te dotychczas wymienione) strony lub blogi związane z ED, które mógłbyś polecić?

    Trochę tego jest, ale temat bardzo ciekawy.

    Pozdrawiam

    Tesia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na prośbę Konrada odpowiadam na Twoje pytania:
      Ad. 1. Agresja słowna i fizyczna, zawiść, kradzieże, niszczenie cudzego mienia, dręczenie… W 2011 r. przeprowadzono badanie z udziałem kilku tysięcy polskich uczniów: 1/3 z nich była ofiarą przemocy fizycznej, 2/3 deklarowało, że padło ofiarą przemocy werbalnej (obrażanie, wyśmiewanie), 1/5 była ofiarą przemocy materialnej (zniszczenie lub kradzież należących do nich przedmiotów) (dane za: Poradnik Psychologiczny Polityki Nr 13, VIII/2013). Takie smutne fakty notowaliśmy i my w placówce (szkoła niepubliczna), do której przez cztery lata chodziła nasza starsza córka.
      Ad. 2. Chodzi szczególnie o określoną ilość tematów i ćwiczeń, dopasowaną do siatki godzinowej z danego przedmiotu czy o ćwiczenia/zagadnienia zbyt proste dla danego dziecka, a przez to nudne. Ja omijam też zmorę I klasy: mnożące się bez umiaru głoskowanie, które –zwłaszcza jeśli jest wprowadzone zanim dziecko nie nauczy się dobrze czytać – skutkuje olbrzymimi trudnościami w czytaniu!
      Ad. 3. Samodzielność dzieci mają we krwi – jak się im pozwoli działać po swojemu, uczą się chętnie. Podejmują dziesiątki decyzji tygodniowo: co robią, w jakiej kolejności, w jakiej dawce, jaką techniką, przy użyciu jakich materiałów. Ja sprawdzam często tylko rezultaty (zwłaszcza w przypadku najstarszej córki). Młodszym czasem podpowiadam lub proponuję sposób działania (np. młodsza teraz poczuła, że czas utrwalić tabliczkę mnożenia, bo proste działania zatrzymują ją zbyt długo, więc podpowiedziałam jej, jak może do tego wykorzystać fiszki).
      Z odpowiedzialnością jest trudniej. Uczą się jej każdego dnia. W chwilach kryzysu szukamy nowych metod działania. Ostatnio Mąż z najstarsza Tereską zaczął praktykować „lekcję odwróconą”: ona przygotowuje się do tematu z podręcznika, robi ćwiczenia, a potem spotykają się i omawiają temat bardziej szczegółowo. Działa zaskakująco dobrze! Dzieci są ogólnie bardziej radosne, pozytywne, uśmiechnięte, wypoczęte - w tych okolicznościach im się po prostu lepiej pracuje/uczy. Pod koniec miesiąca Najstarsza ma zaliczenia danej partii materiału. Czasem pomarudzi, że trzeba to robić, ale po kolejnym wyjaśnieniu zgadza się, powtarza treści i zalicza. To nasz sposób, by przygotowała się do egzaminu.
      Ad. 4. Dotychczas nie zdiagnozowano u naszych dzieci żadnej dys…. I trudno mi sformułować jakąś opinię dotyczącą dzieci „z problemami”. Na pewno w ED jest więcej czasu i są lepsze warunki, by zdefiniować potrzeby dziecka – każdego dziecka, nie tylko takiego „z problemami”. Zawsze można skonsultować się w jakiejś poradni psychologiczno-pedagogicznej i spytać o wskazówki do pracy.
      Ad. 5. Jak znajdę coś ciekawego, podzielę się. Jest bardzo dużo stron po angielsku.
      Pozdrawiam,
      Magda (żona Konrada)

      Usuń
  8. P.S. Czy bierzecie pod uwagę wyłączenie identyfikacji obrazkowej w komentarzach? "Ślepym" nie jest łatwo w związku z jej istnieniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weryfikacja obrazkowa wyłączona - zobaczymy, czy nie pojawi się więcej spamu.... Co do odpowiedzi na pytania postaram się w miarę czasu odpowiedzieć. Proszę o cierpliwość (:

      Usuń
  9. Syn, 1kl gimnazjum już drugi rok na ED, ponoć odszkalnianie trwa trzy lata... było bardzo ciężko na początku bo okazało się, że syn nie umie się uczyć - po pięciu latach w szkole! Na szczęście jakoś sobie z tym poradziliśmy. Oczywiście regularnie mam wątpliwości - a potem sama się śmieję, że moje odszkalnianie będzie trwało dużo dłużej niż jego. Drugi syn, teoretycznie powinien iść do szkoły w tym roku... ale gdy obserwuję szkolne dzieci, gdy słyszę co i jak mówią to mi się odehciewa... Mam poczucie, że czas poświęcony na odkręcanie tego co przyniesie ze szkoły możnaby spożytkować na coś pożyteczniejszego. Plus ma swój własny rytm rozwoju... ruchowo doskonały, literki traktuje jak mega abstrakcje - nie jego czas. Wygląda więc na to, że choć nie jestem dobrym nauczycielem, będę robić wszystko, żeby nim być... bo szkoda dzieciaka na tę dziwną instytucję, którą jest obecnie szkoła. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Martwi mnie jedynie ten brak przystosowania do życia w większej grupie na co dzień. Może wyolbrzymiam, ale to czego nauczymy się w szkole poza kanonem edukacyjnym, jest nie do nauczenia się z książek, internetu, od rodziców...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie jedną z zalet edukacji domowej jest właśnie bardzo bogate życie społeczne dzieci, choć nie są to typowo szkolne relacje. Mamy m.in. grupę dzieci edukowanych domowo, w ramach której spotykają się regularnie ze swoimi rówieśnikami na wspólnych zajęciach i warsztatach. Oprócz tego jest jeszcze harcerstwo czy szkoła angielskiego. Na pewno bardzo ważne jest też miejsce zamieszkania, bo gdybyśmy mieszkali na odludziu, to te kontakty byłyby bardziej ograniczone lub wymagałyby od nas bardzo dużo wysiłku logistycznego. Poza tym życie w bloku robi swoje, podwórko jest tutaj ważną częścią uspołecznienia i zdawania sobie sprawy przez dzieci, że ludzie się różnią.

      Usuń
  11. zaczynamy edukację domową od września - pierwsza klasa szkoły podstawowej i pierwsza gimnazjum. Dzięki za podpowiedzi!
    A- przepisy zmieniły się w tym roku: dziecko można zgłosić do ED w każdym momencie- już nie tylko w maju - to taka informacja dla zainteresowanych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzymy powodzenia w tej rodzinnej przygodzie jaką jest ED! Słuszna uwaga - przejść na edukację domową można teraz np. w trakcie roku szkolnego...

      Usuń
  12. Witam serdecznie! Od września 2014 roku mamy dzieci w ED. Dzieci są u nas w rodzinie zastępczej i uważam, że ED to najlepsze, co mogło je spotkać. Dziewczynki są bardzo zadowolone: pamiętają codzienną traumę związaną z totalnym pozbawianiem ich poczucia własnej wartości a z czego nie zdawały sobie sprawy. Jakoś dziwnie się utarło, że dziecko w szkole masowej uczące się na trójkach jest gorszej kategorii od tych "szóstkowych"! Nasze dzieci są uszkodzone i neurologicznie i emocjonalnie, nie można więc od nich oczekiwać "geniuszostwa" (ups). Starsza dziewczynka (IV klasa) zdała już przyrodę na pięć z plusem, historię na 4! W masowej szkole mogłybyśmy tylko pomarzyć! Skutecznie wpajano jej ograniczenie umysłowe, choć rzeczywiście w porównaniu z rówieśnikami jest opóźniona. Jednak wnioskowanie na poziomie właściwym! Ale czy można wymagać harmonijnego rozwoju u dziecka odrzuconego? Szkoda, że na studiach pedagogicznych kładzie się tak mały nacisk na wiedzę w tym właśnie zakresie! No i oczywiście poziom oświaty - której szefowie hołdują zasadzie: minimum wkładu - maksimum wymagań"! Szkoda, bo szkoła koncentrująca się na zdawaniu przez uczniów testów niczego nie wnoszących w ich życie i wiedzę niczego dobrego nie osiągnie. Udało się zepsuć coś, co wydawało się skończenie skończone. Podjęłam decyzję o ED za późno dla najstarszego z rodzeństwa: system już położył na nim łapska i chłopiec wydaje się nie do odzyskania. Udało mi się jednak z dziewczynkami. Niektórzy twierdzą, że się poświęciłam! Ha! Nic bardziej mylnego! Kiedy dziewczynki chodziły do szkoły stacjonarnej, oprócz godzin spędzonych w szkole musiałam codziennie poświęcić przynajmniej 2 godziny na nadrobienie nieprzerobionego materiału w szkole! (to już skandal!) oraz na materiał zadany do domu! Dwie dziewczynki wymagały około 4 godzin popołudniami, a kiedy były w szkole na popołudnie - siedziałyśmy nad lekcjami do PÓŹNEJ NOCY! Dosłownie! A teraz - ponieważ nie jesteśmy rannymi ptaszkami - naukę zaczynamy po śniadanku, około 9-tej godziny, z jedną w zależności od przeznaczonego materiału siedzimy około 3 godzin z przerwami. Z drugą - drugoklasistką - z orzeczeniem o niepełnosprawności intelektualnej - pracujemy 2 godziny lekcyjne nad syntezą i analizą głoskową narazie nie mieszając materiału! Pracuję na wybranym przez siebie materiale i uczę młodszą na elementarzu M. Falskiego. W klasie pierwszej niewiele czasu jej poświęcano, ponieważ w klasie było blisko 30 dzieci. A nasza M. potrzebuje indywidualnych metod i technik na utrwalanie poznawanych liter. Mamy za sobą znajomość połowy alfabetu i uważam to za sukces! A w szkole słyszała tylko, że niczego nie umie! A ja stwierdzam, że już umie połowę alfabetu i za każdą pracę dostaje nie słoneczka lecz prawdziwe szósteczki - nawet z koroną. Bo kto pochwali i uzna wkład naszych dzieci w ich pracę jak nie my - rodzice i opiekunowie oddani im całym sercem? I kto jest w stanie docenić wkład włożony indywidualnie przez każde z dzieci? Pozdrawiam i gorąco zachęcam do takich poświęceń!

    OdpowiedzUsuń
  13. Gdyby kiedyś dzieci nie zaczynały edukacji w domu, nie byłoby takich artystów jak Chopin czy Mozart... Oni też uczyli się w ramach tzw. "homeschoolingu"... http://www.edukacjamuzyczna.org/index.php/dlaczego-dzis-nie-ma-juz-mozartow-i-chopinow/

    OdpowiedzUsuń
  14. Zgadzam się z wcześniejszymi wypowiedziami. Kiedyś dzieci były uczone w domu i nie było żadnych problemów. Chociaż z drugiej strony dla mnie by to było bardzo ciężki uczyć swoje dzieci. Duże wyzwanie dla mnie. Ale zgadzam się również z tym, że niestety ale szkoła, a raczej otoczenie w szkole nie wpływa dobrze na dzieciaczki.

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam, Zastanawiam się nad edukacją domową (dziecko jest obecnie w zerówce). Syn bardzo dużo choruje i ma astmę. Efekt - 3 dni w szkole, choroba i 3 tygodnie w domu. Niestety większość rodziców nie zwraca uwagi na takie rzeczy jak glut pod nosem u dziecka, mokry kaszel, czy nawet gorączkę - i posyła malucha do szkoły. Także moje dziecko przynosi stamtąd przeróżne ciekawe choroby :( To główny powód. Zastanawiam się tylko jak wygląda taki egzamin roczny w zerówce? Zwłaszcza, że nie ma jeszcze nauki pisania itd. Ktoś z Was był z dzieckiem na takim egzaminie? Bardzo proszę o jakąś podpowiedź. W tej chwili sporo uczymy się w domu, bo synek ciągle choruje i widzę, że umie więcej, niż dzieci w jego wieku. Dzięki i pozdrawiam :) Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po zerówce nie ma egzaminów, zaczynają się dopiero w pierwszej klasie.

      Usuń
    2. Dzięki za odpowiedź :)
      A czy ktoś ma jakieś spostrzeżenia odnośnie tego, że przy nauczaniu domowym dzieciaki mniej chorują? Wiadomo, że dziecko i tak chodzi na plac zabaw, spacery, czy do sklepu, ale jednak nie siedzi 5 godzin w małym pomieszczeniu, gdzie połowa dzieciaczków jest naprawdę chora. Widzicie jakąś różnicę? Dzięki, pozdrawiam, Magda

      Usuń
  16. Witam. Ja jestem w 1-szej LO i chciałabym się od 2 semestru przenieść na ED. Czy miałby ktoś dla mnie jakieś wskazówki? Niedługo będę miała wizytę w poradni. Dodam, że uczyć się będę całkowicie sama, rodzice nie będą mi pomagać.

    OdpowiedzUsuń
  17. Na FB jest grupa "edukacja domowa". Na pewno znajdziesz tam kontakt z osobami w Twoim wieku. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  18. Jezeli szkoła nie słuzy waszym dzieciom i macie mozliwosc edukacji domowej zróbcie to moze wreszcie wielmozne panie nauczycielki ruszo swymi tepymi głowami i przestana wszystkich traktowac jak mase Niedługo to bedo sami siebie uczyc bo nie beda mieli kogo

    OdpowiedzUsuń
  19. Witam Czy mozecie nam poradzic co zrobic w sytuacji gdy w poradni trafilismy na bardzo oporna pania psycholog ktora wydala opinie ze syn nadaje sie na nauczanie indywidualne a nie domowe? Pani pedagog z tej samej poradni byla na tak oraz dyrektor z naszej szkoly ale bez pozytywnej opinii z poradni mowi ze ma zwiazane rece. Napraede nie wiemy co z tym zrobic. Pozdrawiamy Grazyna i Sebastian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sebastianie, warto skorzystać z pomocy poradni (zwykle prywatnej), która rozumie czym jest edukacja domowa. Mogę coś zaproponować, jeżeli jesteście z Warszawy lub okolic. Ewentualnie na fb jest grupa edukacji domowej i warto zapytać o dobre poradnie w Waszej okolicy. A może warto także porozmawiać z Panią psycholog, jeżeli macie za sobą pedagoga i wpłynąć na zmianę jej stanowiska? Powodzenia!

      Usuń

UWAGA: Komentarze są moderowane i pojawiają się dopiero po pewnym czasie. Będzie nam miło, gdy się pod nimi podpiszesz :) Nie publikuję wypowiedzi pozornie na temat, a stanowiących formę reklamy, zwł. blogów komercyjnych...